sobota, 27 grudnia 2014

Dziecko w kinie

Świąteczny wieczór 25 grudnia spędziliśmy w kinie :)
Tak, w tym roku po raz pierwszy, w ten wyjątkowy dzień wybraliśmy się do kina. Może dlatego, że film miał być też wyjątkowy?

Ale zanim o filmie, to kilka słów wspomnień o tym, jak to Janka do kina przyzwyczajaliśmy....
Oboje z M bardzo lubimy kino, zarówno filmy fabularne, jak i animowane, zatem jak tylko młody skończył dwa lata uznaliśmy, że to już czas aby zapoznać go z wielkim ekranem. 
Chociaż wcześniej mówiliśmy mu jak kino wygląda, czego można się tam spodziewać i że nie trzeba się niczego bać, to nie było łatwo. Dopóki światła były zapalone, wszystko było OK. Problemy rozpoczęły się tuż po nastaniu ciemności. Atmosfera wielkiej ciemnej sali z głośnymi dźwiękami była dla dwulatka  na tyle straszna, iż musieliśmy opuścić kino.

Oczywiście nie poddaliśmy się i jakiś czas później spróbowaliśmy ponownie. I tym razem nie obyło się bez strachu, ale nie na tyle dużym, żeby trzeba było rezygnować z seansu.
 Kiedy Jaś przywykł do nowej rozrywki, doszłam do wniosku, że może trzeba zrobić kolejny krok na przód i zapoznać go z seansem 3D. Efekt był taki, że po założeniu okularów, znowu natychmiast chciał wychodzić z kina. Obraz który zobaczył na ekranie w oczach dziecka był na tyle realny, iż wystarczyła pierwsza ,,groźna'' scena (dodam, że byliśmy na bajce),
 aby wywołać poczucie strachu i zagrożenia. Skończyło się na tym, że pozostał w kinie,
 pod warunkiem nie wkładania ponownie okularów. 
Dopiero na trzecim seansie udało nam się przekonać go do ponownej próby obejrzenia filmu w 3D. Miał wtedy około czterech lat i od tego czasu bardzo chętnie chodzi do kina. Oczywiście jest już coraz starszy i dzięki termu repertuar jaki jest brany przy wyborze jest coraz szerszy, 
ku uciesze rodziców. 
 Zawsze mamy na naszej liście tak zwane pozycje obowiązkowe do zobaczenia w kinie. Ostatnio znalazł się na niej między innymi film ,,HOBBIT. BITWA PIĘCIU ARMII,,. 
Oczywiście wszystkie poprzednie części zarówno Hobbita, jak i Władcy Pierścieni mieliśmy już obejrzane więc nie było mowy, aby nie zobaczyć i tego. 
Kiedyś miałam obawy co do tego, czy aby twórczość Tolkiena nie jest za trudna dla 10 latka, dlatego przed ekranizacją przesłuchaliśmy obie powieści na audiobookach. Byłam mile zaskoczona kiedy okazało się, iż J błyskawicznie załapał wszystkie powiązania i nie pogubił się w natłoku przeżywanych przygód oraz  nie znudził zbyt długimi czasem opisami przyrody.  
Poszliśmy więc do kina w przekonaniu, że zarówno my - rodzice, jak i Jaśko będziemy zachwyceni filmem. Nie myliliśmy się, obie ekranizacje zrobiły na nas duże wrażenie, mimo tego iż filmy były niezwykle długie (3 godz.siedzenia w miejscu dla Janka, to niebywały wyczyn!).
Nie zamierzam oceniać tu filmu ani mówić Wam czy powinniście go obejrzeć. Chcę jedynie przekazać jak my odebraliśmy Tolkiena.

Do czytania chyba nie muszę nikogo namawiać. Zawsze byłam zdania, że żaden z filmów nie jest w stanie dostarczyć tylu wrażeń co przeczytana książka i tak naprawdę chyba tylko ze dwa razy nie była zawiedziona ekranizacją powieści. 
Tym razem jednak byłam bardzo ciekawa jak umieszczono niezwykle barwny i bogaty świat hobbitów, krasnali i elfów na wielkim ekranie. Czy nie pominięto tak wile ważnych i pięknych szczegółów, przedstawionych z taką precyzją w książce? Czy udało się odtworzyć krainy, które zostały tak starannie wymyślone i dopracowane z najmniejszymi szczegółami, jakby istniały naprawdę, gdzieś obok nas?

Może właśnie dlatego, iż w pierwszej części Hobbita najwięcej mogliśmy zobaczyć tej przyrody i tego przedziwnego świata krasnali, to dla mnie była to najciekawsza część tej trylogii. 
Jankowi najlepiej zaś spodobała się część druga. W pierwszej jak twierdzi za dużo opisów, a w trzeciej za dużo wojny i walk. 
W każdym razie każdą z trzech części chętnie obejrzeliśmy na dużym ekranie i zdecydowanie odradzam oglądanie ich w telewizorze (no chyba, że po raz kolejny). Jak już wspomniałam są filmy, które wiele tracą na małym, a wiele zyskują na wielkim ekranie i do takich z pewnością należą wszystkie ekranizacje Tolkiena.
Czy warto iść do kina? Dla mnie miłośniczki zarówno literatury, jak i kina, TAK warto. Chociażby po to aby móc porównać film z książką. Czy uważam, że film dorównał książce? Nie jestem pewna. Chyba muszę to jeszcze przetrawić.
 Zachęcam jednak do zapoznania się z twórczością TOLKIENA, bo tego jednego pewna jestem, że warto poznać magiczny świat HOBBITÓW :)

Brak komentarzy: